09 stycznia 2011

Where defense matters

Boston Celtics wyszli w środę zwycięsko ze starcia z San Antonio Spurs - drużyną z najlepszym bilansem w całej lidze. Jeszcze na trzy minuty przed końcem prowadziliśmy dziewięcioma punktami, ale seria niefortunnych zdarzeń i dziwnych no-calli spowodowała, że Spurs znaleźli się z piłką i 2-punktową stratą na połowie Celtics z siedmioma sekundami na zegarze. W takich sytuacjach sprawy w swoje ręce bierze Manu Ginobili, autor już dwóch game-winnerów w tym sezonie. Przyjrzyjmy się jak Manu zamroził Denver:


Podobną zagrywkę Pop rozrysował w Bostonie. 

On the floor:
Spurs: Parker - Ginobili - Bonner - McDyess - Duncan
Celtics: Rondo - Daniels - Allen - Pierce - Davis

Piłkę z autu wyprowadza Duncan. W tym momencie oczekiwałem pionowej zasłony Bonnera i wyjścia Manu na szczyt linii rzutów za trzy punktu. Tak się stało.

Ginobili mógłby tu spokojnie dostać piłkę. Czemu Timmy mu jej nie dał? Dlatego, że próbowali zagrać to samo co w Denver, czyli nagła zmiana kierunku biegu Manu i dalekie podanie lobem na pustą lewą stronę, gdzie Argentyńczyk operuje najlepiej. Pomóc w tym miała zasłona McDyessa.

Problem w tym, że:
  1. Marquis nie był przyklejony do Gino i nie dał się zgubić na zasłonie.
  2. Pierce przeczytał zamiar TD i przytomnie cofnął się o 2 kroki zapobiegając podaniu.
Piłka poszła więc do Manu przez McDyessa. Grają picka. Głównym założeniem Celtów było pewnie: NIE PUŚĆCIE GO W LEWĄ STRONĘ! Nie puścili. Pierce zostawił rolującego Antonio i podwoił z Danielsem Ginobiliego, który nic w tej sytuacji nie wymyślił. Ball-game.

Akcja w czasie rzeczywistym:


Myślę, że największym błędem Manu było szukanie zwycięskiej trójki. Taki znakomity passer z pewnością znalazłby wolnego McDyessa pod koszem. Zamiast tego był zmuszony penetrować prawą stronę. Może liczył na rotację Ray'a i kick-out do Bonnera? Mając na sobie dwóch obrońców nie był w stanie oddać dobrego rzutu. Dobra sekwencja w obronie Celtów i świetne zwycięstwo.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz