30 stycznia 2011

Westcoast trip część 1

Aldridge miał na blocku ciężką przeprawę
(AP Photo/Rick Bowmer)
Boston zaczął wypad na Zachód od 7-godzinnego lotu do Portland (ponad 3000 mil). Likwidacja drużyn w Seattle i Vancouver spowodowała, że ciężko wykombinować tu sensowny back-2-back. Po czwartkowym meczu w TNT Celtics wsiedli w samolot i o 4.30 rano wylądowali w Phoenix, by 15 godzin później grać z Suns w ESPN. Doc Rivers przyznał, że był to jedyny fragment kalendarza, który chcieli zmienić przed sezonem, ale liga się nie zgodziła. Bilans tych dwóch spotkań: 1-1.

Blazers wyraźnie dostali od Nate'a McMillana polecenie RUN!, bo początkowo mecz toczył się w szaleńczym tempie. Jak na Portland, którzy są na 29. miejscu w lidze w ilości posiadań na mecz, to dość nieoczekiwana taktyka. Po zdobytych punktach przeszkadzali Celtom  przy wyprowadzaniu piłki, co poskutkowało m.in. stratą Erdena i spalonym przez Nate'a time-outem. Punktowali jednak głównie spod kosza, po stratach lub ofensywnych zbiórkach, dlatego spodziewałem się, że w przekroju całego spotkania będą mieli problemy z regularnym zdobywaniem punktów. Próbowali ustabilizować Aldridge'a na blocku, ale twarda obrona KG i Perkinsa nie pozwoliła mu złapać rytmu.


Lamarcus był 8/20, ale 7/11 spod kosza i ledwie 1/9 dalej od obręczy. ESPN pokazało ciekawą statystykę odnośnie obrony Celtics w sytuacjach post-up.


Celtics rzucali 47% z gry, 30% za trzy. Dali sobie rzucić 48 punktów z pomalowanego. Zaliczyli 21 strat, z których PTB miało 22 punkty. Mimo to, przez cały mecz mieli kontrolę nad wydarzeniami. Zwycięstwo przypieczętowała dobra gra Celtics w ataku w trzeciej kwarcie. Kevin Garnett (10 pkt., 9 zb., 9 as.) rozdawał podania z high-post i miał asysty bodaj w czterech kolejnych posiadaniach. To akurat sytuacja z pierwszej kwarty.


Garnett w post-up. Bardzo dobra rotacja Przybilli, który zostawia Perkinsa. Perk ścina wzdłuż linii absorbując uwagę Matthewsa. Rondo nie zamarza na obwodzie, tylko przytomnie ścina po skosie. Mierzący 7 stóp Garnett nie ma problemu ze znalezieniem otwartego kolegi.

Dobrą zmianę dał Von Wafer, który w ostatnim czasie jawnie dopomina się o minuty zawodzącego Nate'a Robinsona. Perk znowu grał więcej niż miał grać, ale już daje nam to, czego brakowało. 10 punktów, 9 zbiórek w 21 minut. Do tego świetne sekwencje obronie w post-up i na obwodzie (!) na Rudym Fernandezie.  Ciekawą linię w box-score ma Rondo. 11 punktów, 5 asyst, 6 strat i +15 w +/-. Kolejno 18 i 17 punktów dołożyli Ray Allen i Paul Pierce.

KG nie lubi Frye'a
(AP Photo/Matt York)
Drugi mecz bardzo nieeleganckiego logistycznie B2B odbył się w piątek w Phoenix. Gołym okiem było widać zmęczenie Celtów, którzy w ogóle nie wyglądali na zainteresowanych tym spotkaniem. W samej pierwszej kwarcie popełnili 6 strat, oddali Słońcom 12 wycieczek na linię, a Marcin Gortat raz za razem siał spustoszenie po pickach z Nashem. Po 8 minutach na boisku byli już Marquis Daniels, Glen Davis i Semih Erden, co też nie zdarza się często. Co jeszcze... aha, trójkę na koniec kwarty trafił Marcin i było 30:16.

Na 4:33 przed końcem pierwszej połowy Steve Javie wyrzucił za dwa dachy Doca Riversa i w tym momencie ten mecz mógł się już zakończyć. Zaczęły się dziać coraz dziwniejsze rzeczy. Rondo trafił 4 wolne z rzędu w przeciągu minuty, Ray spudłował dwa. Przegrywamy 49:35.

Trzecia kwarta, komedii ciąg dalszy. Shaq po switchu wychodzi wysoko na obwód i mocno naciska Steve'a Nasha wywołując uśmieszek Steve'a i nas wszystkich. Vince Carter zmartwychwstał i rzucił 12 punktów w tej odsłonie. Paul Pierce się trochę poddenerwował i dwa razy nieładnie potraktował Polskiego Młota. 75:58.

Czwarta kwarta, Vince Carter wymusza faul ofensywny. Tego już naprawdę za wiele. KG wyrzuca z siebie frustrację głupim faulem i po chwili dołącza do Doca Riversa. Suns wykonują 6 wolnych z kolei, a Lawrence Frank wywiesza białą flagę. Na parkiecie meldują się Erden i Harangody. 88:71.

Jutro obszerna relacja z meczu z Lakers.

Pozdrawiam

2 komentarze:

  1. Po wszystkich ochach i achach związanych z postawą C’s w meczu z Los Angeles narodziła się w mojej głowie nowa-stara obawa dotycząca gry przeciw Lakers. Kobe Bryant zdobył 41 punktów i to moim zdaniem nie było dziełem przypadku. Jak by nie spojrzeć (czyt. chwalić) na poczynania Raya Allena w kryciu go to jednak pozbycie się Tony’ego Allena nie ułatwi Celtom gry przeciw Kobemu. Wg mnie to, że Bryant zdobył tyle punktów na tak dobrej skuteczności (55%) wynikało bezpośrednio z braku drugiego Allena. Jasne jest, że obecność Tony’ego wpłynąłby na atak Lakersów. Bryant nie forsowałby tylu akcji 1-na-1 co z kolei przełożyłoby się na więcej piłek dla Gasola bądź Bynuma. Tylko gdy tak by się stało Lakers wpędziliby się w nie mniejsze kłopoty. O’Neal pokazuje, że mimo problemów ze zwinnością nadal potrafi skorzystać ze swoich ponadprzeciętnych warunków fizycznych. Bynum (podobnie jak Howard) opierają swoje akcje ofensywne na sile swoich mięśni. Co prawda w przypadku Bynuma jest tam nieco więcej finezji niż u Howarda ale póki nie zbliżą się (przepchną) na 2-3 metry od kosza zagrożenie z ich strony jest nie większe niż większości centrów nie posiadających dobrego rzutu z półdystansu. W przypadku Gasola sytuacja wygląda zupełnie inaczej ale przy tak dysponowanym Garnecie na pozycji PF następuje równowaga między atakiem(Lakers) a obroną(Celtics). Napisać można nawet, że po tym wczorajszym spotkaniu Garnett jest nieco wyżej ze swoją obroną niż Gasol z atakiem. Co jest tak naprawdę powrotem do statusu quo.
    Możliwą odpowiedzią na brak Tony’ego Allena jest powrót Delonte Westa. Na razie jest to kwestia gdybania i póki West nie zagra w obronie przeciw Bryantowi nie będzie można dać jednoznacznej odpowiedzi. y
    A tak poza tym drugą połowę C’s wygrało 59-42 (gdyby nie rzut Odoma na koniec to przewaga wzrosła by do 20 pkt.)

    OdpowiedzUsuń
  2. Co do obrony Ray'a Allena, to wczoraj (wg ESPN):
    Kobe vs. Allen - 33 posiadania, 6/16, 13 punktów. Kobe vs. inni - 32 posiadania, 10/13, 28 punktów. Tony Allen na pewno by się przydał, ale sam Ray powiedział: "It's always more than just a one-man effort," said Allen. "In this league, you don't guard anybody one-on-one." Bryanta w takiej dyspozycji jak wczoraj ciężko zatrzymać, ale niech on rzuca te +40, sam meczu nie wygra. Podobnie było w Meczu Numer 5 Finałów.

    OdpowiedzUsuń