29 października 2010

80 do końca

What a dagger thrown in by Ray Allen!
(Photo by Jim Rogash/Getty Images)
Wielka Trójka z Bostonu kontra Miami. Sezon 2010/11 nie mógł rozpocząć się od mocniejszego uderzenia.

To, co zobaczyliśmy zaskoczyło wielu. Miami Heat to jeszcze nie jest drużyna koszykarska. Zorganizowany team-defense Bostonu obnażył to bezlitośnie. Najbardziej rzucił się w oczy brak jakiegokolwiek ball-movement w wykonaniu Heat, a większość akcji to były izolacje lub picki. Katastrofalna dyspozycja dnia Wade'a i Bosh'a, którzy zanotowali 7/27 z gry. W pierwszej połowie Żar był kompletnie zagubiony, 9 punktów w pierwszej kwarcie, 30 w połowie. Tylko James ciągnął ten mecz dla Heat, złapał rytm w trzeciej odsłonie, ale nie otrzymał pomocy ze strony kolegów. Brak pomysłu na grę obrazuje też ilość asyst Miami - tylko 15.

Rondo dyktował tempo, dzielił i rządził. Zdominował mecz trafiając jedynie 2 z 9 rzutów, ale dbał o to by koledzy byli szczęśliwi. 25 z 32 celnych rzutów Celtów było asystowanych, z czego 17 (!) kluczowych podań rozdał RR. Ray Allen zdobył 20 punktów, 5/8 zza łuku w tym kolejny dagger do kolekcji. Pierce zaliczył 19 punktów, w tym 11 w czwartej kwarcie. Efektywny debiut Shaqa, 9 punktów i 7 zbiórek w 18 minut. Świetny boost z ławki zapewnił Glen. Dla JO określenie, że jest w przedsezonowej formie będzie jednym z łagodniejszych.

Scenariusz tego meczu był łatwy do przewidzenia. Duże prowadzenie Celtics, przestój w trzeciej kwarcie, powrót Heat do meczu. Przy stanie 83:75 Kevin Garnett pudłuje 2 kluczowe wolne, który mogły zamknąć ten mecz. Zamiast tego, Wade trafia za trzy, James spod kosza, mamy 83:80 i kolejną nerwową, niepotrzebną końcówkę. Na szczęście mamy też Sugar Ray'a, który trafił piękną trójkę na 49 sekund przed zakończeniem meczu i udaremnił comeback Jamesa. Ta trójka to efekt słabej komunikacji Heat w obronie, ale przede wszystkim kluczowy błąd Lebrona. Przyjrzyjmy się:

W zasadzie wszystko powinno zakończyć się tutaj, gdyż Ray świetnie zmienił kierunek biegu i zostawił Eddie'go House'a kilka kroków za sobą. Do szczęścia zabrakło zasłony Davisa, który zamiast House'a zasłonił... powietrze.

Allen nie może wyjść w górę, więc decyduje się penetrować. Wszyscy zawodnicy Heat skupieni są nim i zostawiają dwóch graczy szeroko otwartych na obwodzie, w tym Pierce'a, groźnego strzelca z dystansu.

Allen dogrywa piłkę do Pierce'a i zaczynają się problemy. House rotuje do Rondo, a Wade do Pierce'a. Co robi James? Ile sił w nogach biegnie do Pierce'a, który widząc to, podaje z powrotem do Ray'a, czekającego już w swoim sweet-spot'cie. Imponujące jest to jak szybko Lebron naprawia błąd i jest w stanie zrobić zupełnie niezły close-out. Trigger Raya jest jednak szybszy niż to. "Allen... YES!" Marva Alberta doskonale to podsumowuje. Czas rzeczywisty:


Coś pięknego.


Straty, straty, straty...
(Photo by Gregory Shamus/Getty Images)

Dzień po otwierającym sezon zwycięstwie nad Miami Heat Zieloni polegli w Cleveland, gdzie tak jak w Playoffs, nie było Lebrona Jamesa. Ray Allen:

To był dla nich mecz otwarcia. Myślę, że potraktowaliśmy ich zbyt lekko. 
Nie egzekwowaliśmy tego, co jesteśmy w stanie przez cały mecz.

Złota myśl. Celtics zlekceważyli rywala, który był bardzo zdeterminowany by wygrać to spotkanie i pokazać, że wcale nie potrzebuje Jamesa. W trzeciej kwarcie przy stanie 55:66 Celtics stanęli. Kto oglądał C's w zeszłym sezonie zasadniczym ten wie, co było dalej. W ciągu ostatnich 16 minut przegraliśmy 40:21.

14 punktów w 4 kwarcie, 3 Wielkiej Trójki. 19 strat, 3/12 za trzy (Ray 0/5). Szalejący JJ Hickson, 21 punktów, 72% z gry, 6 zbiórek w 30 minut. 0 punktów KG w drugiej połowie, Jermaine O'Neal łapiący 6 fauli w 12 minut. Tak statystycznie można scharakteryzować tą porażkę.

Pozytywy? Rajon Rondo i Glen Davis. Cieszy, że Uno Uno drugi raz z rzędu jest efektywny i miejmy nadzieję, że stanie się graczem, na którego można liczyć każdej nocy. Rondo nas już do tego przyzwyczaił (18 punktów, 8/12 z gry, 9 asyst, 4 zbiórki, 3 przechwyty, ale też 4 straty). Glen zaliczył 14 punktów, trafił 7 z 11 rzutów i zebrał 5 piłek.

Oglądanie czwartej kwarty to była prawdziwa katorga. Kluczowym jej momentem była trójka Anthony Parkera na 2:29 przed końcem meczu. Shot clock pokazywał 1 sekundę, gdy Cavs wyprowadzali piłkę z boku. Trzeba przyznać, że była to jedna z najdłuższych sekund w naszym życiu:



Użytkownik mrtripledouble10, którego profil polecam, ma dla was tą sytuację w czasie rzeczywistym.


To z pewnością trwało dłużej niż sekundę. Pytanie tylko czy na zegarze akcji była 1 sekunda czy 1.9 sekundy? Myślę, że NBA powinna zaadaptować shot clock, by pokazywał dziesiąte sekundy. To rozwieje wątpliwości. Szkoda tej trójki, bo dała Kawalerzystom 5-punktowe prowadzenie i ożywiła publikę. Boston nie był już w stanie nawiązać walki. All in all, to tylko kolejny mecz. 80 do końca.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz