06 listopada 2010

Zwycięstwo nad Detroit

Rondo dostarcza
(AP Photo/Duane Burleson)
Mecz przeciwko Detroit był meczem bez historii (nie mówię o tych pozaboiskowych), głównie ze względu na defensywę jaką dysponują Pistons. Nasz offensive rating wyniósł 125.1, co w zasadzie powinno wystarczyć jako recap. Karuzelę rozkręcał Rajon Rondo (9 pkt., 17 asyst, 0, słownie zero, strat i 4 przechwyty), a Wielka Trójka rzuciła 59 punktów na blisko 60% skuteczności. Jermaine wyszedł w S5 i zaliczył 12 pkt. (5/8). Cały zespół stracił piłkę tylko 8 razy, trafiał ze skutecznością 52% i był bezbłędny z linii rzutów wolnych (18/18). Widząc takie statystyki, zazwyczaj widzisz literkę W przy Boston Celtics.

To, co niepokoi, to słaba postawa ławki (z wyjątkiem Glena). Na początku czwartej kwarty, przy 20-punktowej przewadze, Doc wpuścił na parkiet rezerwową piątkę Nate - Wafer - Daniels - Davis - Erden. Ci nie byli w stanie utrzymywać bezpiecznego prowadzenia, Pistons zbliżyli się na 10 punktów. To zmusiło Riversa do ponownego desygnowania na boisko pierwszej piątki, którą chciał oszczędzać przed meczem z Bucks następnego dnia. Wynik szybko wrócił do normy - 109:86 dla C's.

Drugiemu unitowi brakuje kreatora, dlatego tak ważny jest powrót Delonte. Na szczęście to jeszcze tylko 5 spotkań. Myślę, że Rondo także wyczekuje tego momentu, zważywszy na średnią minut jaką spędza na parkiecie (41.6 MPG). Nate Robinson ma tragiczny początek sezonu (po meczu z Bucks 5/26 z gry, 1/12 za trzy), a pamiętamy jak dobrze spisywał się w preseason jako dwójka u boku Westa. Kozłowanie mu nie służy.

Pozdrawiam

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz